SESJA NARZECZEŃSKA NA 100CZNI
Jeśli choć trochę znacie moje fotografie to wiecie, że jestem leśnym ludkiem, uwielbiam lasy, łąki, morze. Jednak już od dawna chodziło mi po głowie postawienie sobie zadania: sesja narzeczeńska w mieście! Po wszystkim będę je albo kochać, albo nienawidzić. Dodatkowo musiałam przełamać strach przed gdańskimi żurawiami (boję się stawać blisko nich i wiatraków, brrryyyy). Jednak zwyciężyła ciekawość i fakt, że nie odwiedziłam jeszcze jednego z najnowszych i najciekawszych miejsc na mapie Gdańska – 100czni. Uwielbiam kiedy adaptuje się stare tereny na coś ekstra i tak jest właśnie ze 100cznią.
Z Zuzą i Pawłem, którzy od razu po złożeniu im propozycji podjęli wyzwanie, odwiedziłam to miejsce o wschodzie słońca, żeby ominąć tłumy i załapać się na moje ulubione światełko. Ba! O wschodzie słońca po najkrótszej nocy w roku (w tym miejscu brawa dla Zuzy i Pawła)! I tak znaleźliśmy się w miejscu, które woła o kreatywność, które przy takim świetle woła o uśmiech, ale ma też swoje subtelne strony.
Zuzia, Paweł, no uwielbiam Was, za to wstanie w środku nocy, za każdy jeden podskok, za totalny luz, za boskie uśmiechy, za to, że mi zaufaliście, ale przede wszystkim za to, że jesteście tak bardzo moimi ludkami! Nie mogę doczekać się września, kiedy zobaczymy się po raz kolejny!
A z miastem nie przeżyłam tylko przelotnego romansu, coś czuję, że to będzie związek na dłużej. Miasto inspiruje.
Komentarze